Tekst
Text English
Wideo
Materiały
Literatura
Twój biznes
Powrót

Aktualności

Polak - potentat technologii do cyfrowej telewizji
Źródło: Gazeta wyborcza
 

Gazeta Wyborcza 2.08.2005

Polak - potentat technologii do cyfrowej telewizji

Rozmawiał Zbigniew Domaszewicz 01-08-2005 , ostatnia aktualizacja 01-08-2005 18:36

Dziesięć lat temu polski menedżer Andrzej Rybicki założył firmę Advanced Digital Broadcast, by sprzedawać na świecie projektowane w Polsce technologie dla telewizji cyfrowej. Zainwestował milion dolarów. Dziś na giełdzie w Zurychu jego firma warta jest grubo ponad 300 razy więcej

58-letni dziś Rybicki, który obecnie częściej używa imienia Andrew, to typowy tzw. expat - menedżer często zmieniający miejsce zamieszkania, osiedlający się tam, gdzie akurat jest dla niego atrakcyjna praca. W latach 70., od razu po ukończeniu studiów na Politechnice Poznańskiej, wyjechał do Holandii. Do Polski na stałe już nie wrócił. Pracował w Berlinie Zachodnim, w Finlandii (w biurze projektowym Nokii), w Afryce, osiadł na dłużej w USA. Potem przeniósł się na Tajwan i do Singapuru, został szefem marketingu na Azję w koncernie ST Microelectronics (branża półprzewodników).

Własną firmę - Advanced Digital Broadcast (ADB, z siedzibami w Genewie i na Tajwanie) - Rybicki założył w 1995 r. wraz z trzema pracownikami naukowymi Uniwersytetu Zielonogórskiego. Jak opowiada, zainwestował wtedy prawie wszystkie swoje pieniądze - milion dolarów. Cała czwórka zrezygnowała z dotychczasowej pracy. Polski zespół inżynierski pod wodzą Janusza Szajny (szefa ADB Polska) zajął się projektowaniem w Zielonej Górze dekoderów telewizji cyfrowej, których produkcję zlecano w Azji Południowo-Wschodniej, po czym sprzedawano je na całym świecie.

W kwietniu tego roku grupa ADB sprzedała nowo wyemitowane akcje za prawie 84 mln dol. i weszła na giełdę w Zurychu. Jej zeszłoroczne przychody przekroczyły 176 mln dol. Wartość holdingu na giełdzie oscyluje ostatnio wokół 407 mln franków szwajcarskich (ok. 320 mln dol.). Po emisji Andrzej Rybicki wraz z rodziną zachował w firmie 42,5 proc. akcji, trzej współzałożyciele ADB z Zielonej Góry mają po ponad 3 proc. Duży pakiet akcji trafił do pracowników. Biura badawczo-rozwojowe ADB w Zielonej Górze i w kilku innych miejscach w Polsce zatrudniają dziś ok. 300 inżynierów i w ciągu mniej więcej dwóch lat mają zamiar podwoić kadrę inżynierską.

Polski rynek naziemnej i kablowej TV cyfrowej dopiero się rodzi. W zeszłym tygodniu Rybicki (który nadal mówi bardzo dobrze po polsku, choć na e-maile odpisuje już po angielsku) przybył w interesach na kilka dni do Warszawy.

Znam klientów moich klientów

Zbigniew Domaszewicz: Woli Pan imię Andrew czy Andrzej?

Andrzej Rybicki: Obojętne. Ale oczywiście uważam się za Polaka, jeśli o to pan pyta. Przeżyłem tu wiele lat, utrzymuję kontakty. Mam dom w Poznaniu.

W wieku 48 lat porzucił Pan stanowisko wysoko opłacanego menedżera i rozkręcił od zera własną firmę w dość ryzykownej branży. Zainwestował Pan duże pieniądze. To była trudna decyzja?

- Będąc w Singapurze, współpracowałem z inżynierami z Zielonej Góry, którzy wykonywali projekty dla ST Microelectronics. Zorientowałem się, że razem mamy wszystko, co trzeba, by wziąć sprawy we własne ręce. Umiemy zrobić dekoder, mamy oprogramowanie od niego, znamy klientów chętnych na nasz produkt, wiemy, gdzie jest dobry rynek. Postawiłem swoje oszczędności i zrezygnowałem z pracy bez wahania. Ale emocje były duże, bo porażka byłaby silnym ciosem psychicznym.

Kiedy dostrzegł Pan przyszłość w telewizji cyfrowej?

- Gdy zakładaliśmy firmę, technologia cyfrowa już od lat zawłaszczała kolejne dziedziny. Telefonia zmieniała się z analogowej na cyfrową, płyty winylowe znikały wypierane przez cyfrowe CD. Było jasne, że jest tylko kwestią czasu, aby także telewizja w całości przeszła na nadawanie cyfrowe, wzbogacając się przy okazji o nowe możliwości i funkcje. Pytanie nie brzmiało więc "czy" tylko "kiedy".

Oczywiście było ryzyko, że ten proces się odwlecze. Takie rzeczy zależą m.in. od czynników gospodarczych, politycznych i innych. Pęknięcie giełdowej bańki internetowej i dekoniunktura w latach 2001-02 dały się także nam mocno we znaki. Przychody ze 103 mln dol. w roku 2000 spadły nam nagle do około 70 mln dol. rok później. Ale zawsze byliśmy samowystarczalni finansowo. Branża szybko się odbiła i koniec końców wszystko poszło po naszej myśli.

Czy podobny globalny koncern high-tech da się stworzyć i rozwinąć z polskiego podwórka?

- Bardzo wątpię. Teoretycznie w Polsce można zrobić świetny produkt technologiczny. Ale żeby go zrobić, trzeba najpierw wiedzieć, czego chcą klienci na świecie, trzeba ich znać, i to dobrze. Trzeba mnóstwo wiedzieć o konkurencji.

Chcąc dobrze sprzedać produkt klientowi, trzeba poznać także jego klienta. Odpowiedź na pytanie: "Kto jest klientem naszego klienta?" - oto klucz do sukcesu. Tego wyczucia trendów i rynku nie nabierze się w Polsce ani nawet na międzynarodowych targach. Trzeba się dłużej obracać w świecie, być tam, mieć kontakty.

O sukcesie przesądziły Pana pieniądze i kontakty biznesowe, czy kapitał intelektualny polskich naukowców z Zielonej Góry?

- To był po prostu dobry układ. Trudno się zastanawiać, czy w samochodzie ważniejsze są lewe koła czy prawe.

W całym koncernie zatrudniacie ponad 500 ludzi ponad 20 narodowości. Udaje się Wam unikać problemów kulturowych?

- Mamy biuro we Włoszech. Niedawno całą firmę obiegł stamtąd e-mail z informacją, że z powodu wakacji biuro będzie przez tydzień nieczynne. Moja asystentka pochodząca z Tajwanu przeczytała to ze zdumieniem. - Takie rzeczy możliwe są chyba tylko w Europie - skomentowała.

Ale multikulturowość to nie tyle problem, ile raczej ciekawe wyzwanie. Z moich obserwacji wynika, że ludzie w firmie żartują nawzajem ze swoich nawyków i przyzwyczajeń, ale na tyle delikatnie, że nikt się nie obraża. Humor to dobra metoda na eliminowanie różnic.

Wielu polskich menedżerów high-tech, robiąc interesy w świecie, skarży się, że ich kontrahenci patrzą na polskie technologie podejrzliwie, kojarząc Polskę raczej z krajem ziemniaka. Wam to nie przeszkadza w biznesie?

- Ja mam inne, bardzo pozytywne doświadczenia. Pewnie czasem jeszcze można spotkać kogoś, kto myśli tego typu stereotypami, ale to kompromituje go jako ewentualnego kontrahenta. Po świecie roznosi się już wręcz przekonanie, że Polacy są świetnymi specjalistami od oprogramowania. W jeszcze większym stopniu dotyczy to Rosjan. To nie umiejętności technologiczne są słabą stroną Polaków, przeciwnie.

A co? Marketing?

- W pewnym sensie tak. Słabością polskich przedsiębiorców jest brak dbałości o szczegóły. A także źle rozumiane oszczędności. Polscy przedsiębiorcy i firmy oszczędzają nie na tym, co trzeba. Przedstawiciel firmy jedzie robić biznes na Zachód i zatrzymuje się w marnym hoteliku, gdzie wstyd się umówić z kontrahentem. Spotykałem bardzo mądrych ludzi, którzy nie potrafili docenić np. roli ładnego opakowania. Uważali, że inteligentny klient nie będzie zwracał uwagi na takie drobiazgi. A to nieprawda.

Stawiacie na to, że rola dekoderów telewizji cyfrowej będzie coraz większa, że przejmą one nawet wiele funkcji komputerów osobistych. Ale niektórzy specjaliści obstawiają, że to pecet stanie się domowym centrum rozrywki i łączności.

- Od dawna wiele mówi się o tzw. konwergencji, czyli o tym, że jedne sprzęty elektroniczne przejmują funkcje innych. Niektórzy sądzą, że kiedyś jedno urządzenie skupi funkcje wszystkich pozostałych. To nieporozumienie. Prawdziwa konwergencja będzie polegać na tym, że różne liczne urządzenia będą się łatwo komunikować i wymieniać informacje między sobą. Owszem, w tym układzie jest bardzo istotne miejsce dla peceta, który ma np. wielkie możliwości obróbki danych. Ale jest też miejsce dla zaawansowanego dekodera, który tak jak pecet podpięty do internetu ma własny kontakt ze światem.

Załóżmy, że dzisiaj znowu zakłada Pan firmę, ale już nie w branży telewizji cyfrowej. W jakiej innej dziedzinie zaawansowanych technologii robiłby Pan biznes?

- W szeroko rozumianej telekomunikacji. Największą przyszłość mają wszelkie technologie związane z przesyłaniem informacji. Zarówno na wielkie odległości, jak i np. między sprzętami domowymi.

Licencja Creative Commons
O ile nie jest to stwierdzone inaczej wszystkie materiały na tej stronie są dostępne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach 3.0 Polska Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Fundacji Edukacji i Rozwoju Przedsiębiorczości.
X