Text English
Prezentacje
Materiały
Powrót

Aktualności
20/11/2015
Podatki dla przedsiębiorców nie takie straszne

17/11/2015
Wątpliwości wobec rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika

04/09/2015
Przedsiębiorca – aparat skarbowy: kto słabszy kto silniejszy?


Rewolucyjna wizja szefa internetowej spółki
Źródło: Rzeczpospolita
 

Rzeczpospolita, 4.05.2006 

FINANCIAL TIMES

PRZEDSIĘBIORSTWA Nowe technologie

 

Rewolucyjna wizja szefa internetowej spółki 

Niklas Zennström rozmawia z Alison Maitland o realizowaniu misji przedsiębiorczości w okresie fenomenalnego wzrostu.

 

Szwed Niklas Zennström stworzył Skype w 2003 roku. W ubiegłym roku sprzedał firmę spółce Ebay

(c) FORMU/EPA

Jak na szefa spółki, która zamierza zrewolucjonizować światowy sposób komunikowania się, Niklas Zennström jest zaskakująco nieuchwytny. Na stronie internetowej Skype, z którą można się łączyć bezpłatnie, nie ma ani adresu biura, ani kontaktowego numeru.

Może ten szybko mówiący Szwed, który wspólnie z Janusem Friisem w 2003 r. założył Skype, a w ubiegłym roku sprzedał ją Ebay za 2,6 mld dolarów (1,5 mld funtów) gotówką, w ten sposób daje coś do zrozumienia tym z nas, którzy jeszcze nie porzucili naziemnego telefonu na rzecz nielimitowanych rozmów w cyberprzestrzeni?

W londyńskim biurze Skype przy niepozornej uliczce w Soho w pobliżu Picadilly Circus, Niklas Zennström wybuchem śmiechu kwituje podobne pomysły i wyjaśnia, że centrala telefoniczna nie pasuje do biznesowego modelu jego firmy.

Mamy już ponad 80 milionów użytkowników i co dzień przybywa ich 250 tysięcy. Świadczymy usługi za darmo. Gdybyśmy wprowadzili pełną obsługę klienta dla wszystkich, mielibyśmy masę telefonów. Za drogo by wyszło - mówi.

Biuro ma wprawdzie "kilka" linii naziemnych, w tym jedną zarezerwowaną dla telefaksu, ale najszybciej załatwia zgłoszenia dokonane poprzez wypełnienie formularza w Internecie. Z mojego doświadczenia wynika, że taforma kontaktu z firmami jest nieefektywna - ale przecież Skype różni się od większości spółek

Admiratorzy Niklasa Zennströma w branży venture capital (inwestycji w przedsięwzięcia o wysokim stopniu ryzyka) uważają go za potencjalnego Michaela Della, Jeffa Bezosa czy wręcz Billa Gatesa, którego zresztą przypomina fizycznie. Natomiast gość, który nie zna szefa firmy z widzenia, niełatwo wypatrzy go w biurze, zaprojektowanym na zasadzie otwartej przestrzeni.

Siedzi w kącie, przy długim biurku, które dzieli z pół tuzinem kolegów, nie odrywając oczu od ekranu komputera. Nawet krzesło nie jest jego własne - pod jego nieobecność każdy może go używać.

Gdy londyński zespół leciał na styczniowe spotkanie spółki w Estonii, gdzie Skype rozwija swe oprogramowanie, dyrektor naczelny, mierzący metr dziewięćdziesiąt sześć centymetrów, siedział między dwoma pasażerami w środkowym rzędzie, prawie na szarym końcu klasy turystycznej.

Do sali konferencyjnej przychodzi bez krawata, w koszuli w kratkę i ciemnych sztruksach. W garści trzyma polistyrenowy kubek z kawą, którym bawi się podczas rozmowy.

Jednak za tą luzacką powierzchownością kryje się żelazna wola. Misja Skype jest ważniejsza od statusu i stanowiska - i chce, by wszyscy pracownicy to czuli.

- Ludzie, którzy zaczynają się ustawiać wewnątrz organizacji, żeby się załapać na więcej władzy czy lepszą pracę, są w niewłaściwej firmie - mówi. - Nie mamy czasu na polityczne rozgrywki, które prowadzi się w wielkich firmach. Na początku popełniliśmy kilka błędów przy rekrutacji. Takie rzeczy trzeba szybko dostrzec i pozbyć się nieodpowiednich ludzi.

Niklas Zennström, który niedawno skończył czterdzieści lat, jest znany z wprowadzania tzw. burzących dotychczasowy porządek technologii. Wraz z Janusem Friisem stworzyli Kazaa: oprogramowanie, które umożliwia milionom użytkowników nielegalne przekazywanie przez Internet utworów muzycznych, chronionych prawem autorskim - i które ściągnęło na nich procesy sądowe.

Co pchnęło go na tę drogę? Pochodzi z Uppsali, z rodziny nauczycieli i nie uważa się za radykała. Natomiast jako konsument jest przeciwny aroganckiej sile korporacji. - Wszyscy mamy obowiązek walczyć z monopolami i z firmami, które świadczą złej jakości usługi - twierdzi.

Studiował równocześnie inżynierię i biznes, a po uzyskaniu dyplomów zdobywał doświadczenie w szybko rozwijającej się Tele-2, o której mówi entuzjastycznie jako o pierwszej europejskiej spółce telekomunikacyjnej, która na otwartym rynku rzuciła wyzwanie dotychczasowemu niepodzielnie panującemu operatorowi.

To właśnie wtedy zatrudnił Friisa, "genialnego" młodego Duńczyka, który brak formalnego wykształcenia rekompensuje smykałką do niekonwencjonalnychbiznesowych modeli. Od tego czasu ściśle współpracują.

Niklas Zennström jest urodzonym przywódcą - tak przynajmniej uważa Howard Hartenbaum, który najwcześniej się na nim poznał i został pierwszym inwestorem Skype w czasach, gdy europejscy kapitaliści inwestujący w przedsięwzięcia wysokiego ryzyka "nie dotknęliby go nawet trzymetrowym drągiem" - zarówno z powodu procesów z firmami z branży rozrywkowej (o Kazaa), jak i dlatego, że już sparzyły się na kryzysie dotkomów.

Howard Hartenbaum, dziś wspólnik Draper Richards, firmy venture capital z Zachodniego Wybrzeża, wspomina, jak "wciągnęła go" wizja Zennströma. - Korciło mnie, żeby rzucić w diabły branżę venture i po prostu iść za nim. I trzeba było tak zrobić, miałbym więcej akcji - ale i tak dość kupiłem.

W przeciwieństwie do przeważającej części spółek Skype nie zarabia na większości klientów, którzy używają bezpłatnie jej dostępnego z sieci oprogramowania do połączeń między komputerami. Źródłem przychodów spółki - w ubiegłym roku 60 mln dolarów, w tym roku planowanych na poziomie 200 mln dolarów - jest ta niewielka część użytkowników, którzy płacą za łączenie się i odbieranie połączeń z telefonów stacjonarnych i komórkowych (SkypeOut i SkypeIn) i usługi takie, jak poczta głosowa i osobiste sygnały dźwiękowe.

Niklas Zennström jeży się na każdą wzmiankę o "przejęciu" przez Ebay. Mówi, że Skype ma nadal własną strategię, plany finansowe, kulturę i marki - a do tego wszystkiego korzyści synergii z Ebay. - W sprawie z Ebay wspaniałe jest to, że osiągnęliśmy bardzo ważny cel: pewność, że możemy się połączyć z większą spółką, ale Skype pozostanie całością. Meg (Whitman, dyrektor naczelny Ebay) postawiła sprawę tak: "Korzystajcie z naszych środków, ale nie będziemy wam mówić, co macie robić, bo do prowadzenia własnych interesów nadajecie się jak nikt na świecie".

Jednak dziś, gdy Skype jest częścią Ebay, Niklas Zennström nie może wypowiadać się ani na temat tego, kiedy firma osiągnie zrównanie kosztów i dochodów, ani jaki procent użytkowników płaci za usługi najwyższej jakości. Jest jeszcze kwestia rzekomej wewnętrznej sprzeczności strategii firmy. Założyciele utrzymują, że chcą "umożliwić całemu światu darmowe rozmowy" - a przecież usługi, z których firma czerpie przychody, zależą od przetrwania tradycyjnej technologii.

Wizja "całego świata" jest istotnie dość odległa, przyznaje Zennström. - W pewnym momencie ten model przychodów zniknie, ale to sprawa odległej przyszłości. Nie można wierzyć w to, że zbliża się definitywny koniec opłat za połączenia telefoniczne - mówi. Na razie Skype wprowadza na rynek inne usługi, wspólnie z producentami sprzętu komputerowego i oprogramowania, operatorami telefonii komórkowej, detalistami - a nawet z przemysłem nagrań.

Za największe wyzwanie Niklas Zennström uważa kontrolowanie spirali wzrostu firmy i zaszczepianie wspólnej kultury nowym pracownikom w Europie, Azji i USA. Wraz z Janusem Friisem stworzyli zespół kierowniczy złożony z ośmiu osób - w tym dwóch przedstawicieli Ebay, którzy mają za sobą doświadczenie fenomenalnego wzrostu tej firmy.

Komunikowanie się za pośrednictwem technologii Skype nie wystarczy w firmie, której załoga wzrosła niemal czterokrotnie wciągu roku - do około 300 osób reprezentujących trzydzieści narodowości. - Trzeba dbać o to, żeby ludzie z różnych biur spotykali się. Organizujemy wiele towarzyskich imprez, planowanych i improwizowanych.

To nie znaczy, że kulturę można narzucić. - Wszystko polega na sposobie działania i na zachowaniu. Zaczyna się od angażowania pracowników. Powinni być zafascynowani Skype jako ruchem, a nie jako miejscem pracy.

Indywidualiści są mile widziani, ale bez przesady! - W zespole nie może ich być zbyt wielu. Trzeba mieć doskonałych kierowników projektu. Nie narzekamy na brak pomysłów. Wyzwanie polega na tym, żeby wytypować te dobre - a potem wprowadzać je w życie.

Czy ten "seryjny przedsiębiorca", który współtworzył już cztery spółki, nie ulegnie pokusie zajęcia się czymś nowym? On i Janus Friis mają potężną motywację, by zostać: po osiągnięciu założonego poziomu przychodów i zysków cena sprzedaży Skype, ustalona na zasadzie earn-out (udziału w wynikach ekonomicznych), wzrosłaby z 2,6 mld dolarów do ponad 4 mld dolarów.

Mówi też, że właśnie takiej technologii, pozwalającej na współpracę komputerów, szukali dwadzieścia lat, a teraz chce sam dopilnować, żeby wszystko było jak należy. - Jeśli któregoś dnia uświadomisz sobie, że nie wiesz, co można jeszcze dodać, to znaczy, że już cię tu powinno nie być. Nie wiem, czy będę tu przez resztę życia. Ale dopóki człowiek ma napęd, jest w porządku.

Alison Maitland, tłum. e.g.

19 kwietnia

 

X