Tekst
Text English
Wideo
Prezentacje
Materiały
Literatura
Narzedzia
Twój biznes
Powrót

Aktualności
20/11/2015
Podatki dla przedsiębiorców nie takie straszne

17/11/2015
Wątpliwości wobec rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika

04/09/2015
Przedsiębiorca – aparat skarbowy: kto słabszy kto silniejszy?


Bokser idzie za ciosem
Źródło: Rzeczpospolita
 

Rzeczpospolita, 17.12.2005
Bokser idzie za ciosem

GRZEGORZ ŁYŚ

Najdroższa rosyjska wódka nazywa się Białe Złoto. Etykiety naklejane na jej butelki to jeden z najbardziej wyrafinowanych produktów poligraficznych na świecie. Pochodzą z białostockiej drukarni Cezar należącej do Cezarego Nazara.


Kiedy objąłem firmę po ojcu, postanowiłem, i mówiłem o tym głośno, że zrobię z niej najlepszą drukarnię w Polsce. Szczerze mówiąc, nie bardzo wtedy wiedziałem co to znaczy. - przyznaje Cezary Nazar

Żeby powstała etykieta białego złota, trzeba aż siedmiu operacji technologicznych - od druku przez lakierowanie i nakładanie folii aż do "przetłaczania" i złocenia. Zresztą naklejki na inne mocne alkohole - a klientami Cezara są m. in producenci stolicznej i smirnoffa - niewiele jej ustępują. W porównaniu z etykietami na wódkę czy brandy naklejki na piwo, choć czasem z pozoru efektowne, to dla drukarza robota prosta i banalna. Białostocka drukarnia jest jednym z trzech największych producentów wysokoprzetworzonych etykiet na mocne alkohole w Europie. - Kiedy objąłem firmę po ojcu, postanowiłem, i mówiłem o tym głośno, że zrobię z niej najlepszą drukarnię w Polsce. Szczerze mówiąc, nie bardzo wtedy wiedziałem, co to znaczy. Moja wiedza o poligrafii była bliska zeru - przyznaje Cezary Nazar. - Dziś wiem, że nie jest możliwe, by drukarnia była najlepsza "w ogóle". Ale cel chyba osiągnąłem. Myślę, że jesteśmy najlepsi w kraju nie tylko w swojej specjalności, czyli etykietach, ale także wśród tzw. drukarni arkuszowych. Bo wielkie drukarnie rotacyjne drukujące czasopisma to już inna kategoria.

Za morze za kapitałem
Ojciec Cezarego Nazara, mając szesnaście lat, opuścił pod białostocką wieś. Trafił jako uczeń do zakładów poligraficznych - i został w tej branży ponad 40 lat. Zaczynał jako zwykły zecer. Uczył się i studiował, by dojść w końcu do stanowiska dyrektora ds. produkcji w Białostockich Zakładach Graficznych. Kiedy w 1989 r. ogłoszono program reform gospodarczych, u Nazarów odbyła się familijna narada. Uznano zgodnie - pani Nazarowa, prawnik i ekonomistka, była wówczas w Białymstoku dyrektorem Towarzystwa Naukowego Organizacji i Kierownictwa - że poligrafia, zwłaszcza zaś prywatne firmy, ma na wolnym rynku wielką przyszłość. Ale by wziąć sprawy w swoje ręce, potrzebny był kapitał. Jego zdobycia podjął się Cezary Nazar.

Przerwał studia na Politechnice Warszawskiej (gdzie uczył się budowy maszyn) i wyjechał do Norwegii. Kładł kafelki w łazienkach, malował ściany, wycinał drzewa w lasach pod Oslo, aż wreszcie, wyuczywszy się roboty ciesielskiej, wraz z góralami z Podhala budował drewniane domy. Już po paru miesiącach przysłał ojcu 10 tys. dolarów. To wystarczyło na uruchomienie niewielkiego typograficznego (tj. posługującego się tradycyjną techniką druku wypukłego) zakładu, w którym drukowano ulotki reklamowe, wizytówki i zaproszenia ślubne. Ale kiedy Cezary Nazar wrócił z zagranicy, zapał do rodzinnego biznesu mu przeszedł.

Pamiętam to ciasne pomieszczenie w przejściu podziemnym koło dworca, niewiele ponad 100 mkw. powierzchni i 2 metry wysokości, zabieganie o klientów, obroty 6 - 8 tys. zł miesięcznie. To, co robił ojciec, prawie mnie nie obchodziło - przyznaje.

Studiował więc, uprawiał sport - dostał się np. do kadry narodowej w kick boxingu. Przywiezione z Norwegii korony szybko się rozeszły.

-Nigdy nie miałem specjalnego zapału do gromadzenia pieniędzy. Niektórzy uważają, że bez tego nie ma powodzenia w biznesie. Ale bezpośrednia motywacja finansowa nigdy na długo mi nie wystarczała. Widzę w biznesie przede wszystkim możliwość tworzenia i budowania - mówi. - To może i powinna być wspaniała zabawa, partnerska gra z klientami, kooperantami i konkurentami. Liczą się emocje. Zresztą zaczęło się właśnie od emocji, od niespodziewanej śmierci ojca, którą bardzo przeżyłem.

Rozpoczął od wizyt u dawnych kolegów i przyjaciół ojca w kilkunastu drukarniach w całej Polsce. Wysłuchiwał ich przestróg i rad - i czytał wszystko, co dotyczyło poligrafii.

- Drążyłem temat. I w pewnym momencie zobaczyłem, że poligrafia otacza nas ze wszystkich stron, od opakowania serka przy śniadaniu po powieść do poduszki. Jako inżynier byłem też pod wrażeniem technologicznego zaawansowania tej branży, zwłaszcza gdy idzie o chemię i elektronikę. Trochę później odkryłem satysfakcję, jaką daje możliwość zobaczenia i dotknięcia czegoś, co było wcześniej tylko wizją plastyczną, jako produktu schodzącego z maszyny drukarskiej. Czasem jest to prawdziwe dzieło sztuki. Dlatego pewnie poligrafia przyciąga tylu ludzi z wyobraźnią i pasją - podkreśla Nazar.

Monopol w monopolu
Ale liczy się i zmysł praktyczny. Białystok to wprawdzie nie centrum Europy, ale dla przemysłu monopolowego to miejsce korzystne - między największym na świecie rynkiem wódki, rosyjskim, a trzecim, polskim. Polmos Białystok był i jest największym producentem mocnych alkoholi w kraju. Pomysł na specjalizację poligraficzną nasuwał się więc sam. Za 100 tys. zł kredytu Nazarowie ("bez mamy nic bym nie osiągnął") kupili szwedzką maszynę offsetową i w 1993 r. sprzedali Polmosowi pierwszą etykietę. Od tego czasu produkcja i obroty firmy rosły błyskawicznie. Etykiety z Cezara naklejano na wszystkie znane i nieznane odmiany polskich wódek, oprócz Wyborowej, i na gatunkowe wódki rosyjskie. Wciągu paru lat drukarnia stała się w swojej niszy rynkowej niemal monopolistą. W 2001 r. dostarczała ok. 80 proc. etykiet na sprzedawane w kraju mocne alkohole. Ich produkcja stanowiła wówczas 96 proc. łącznej sprzedaży firmy.

- Zdawałem sobie sprawę, że żaden produkt nie żyje wiecznie. Przewidywałem, że zapotrzebowanie na produkowane przez nas etykiety papierowe z czasem się zmniejszy. I tak się stało, pojawiło się nowe wzornictwo i technologie - etykiety samoprzylepne na podłożach plastikowych. Nasz udział w rynku zaczął maleć - wyjaśnia Nazar - ale byliśmy na tę sytuację przygotowani.

Rosnące zyski ze sprzedaży etykiet przeznaczano w Cezarze na inwestycje w coraz nowsze maszyny i technologie, a także kadry. Na białostockim rynku na fachowców o potrzebnych w firmie kwalifikacjach nie można liczyć. Większość z prawie 250 pracowników to młodzi miejscowi drukarze, którzy tu nauczyli się zawodu - przyjęto, że dopiero po 1 - 2 latach nakłady na szkolenie nowo zatrudnionego zaczynają się zwracać. Przed kilku laty Cezar wybudował na skraju miasta własną siedzibę - najbardziej awangardowy wówczas obiekt przemysłowy w Białymstoku. Przewidywano, że zapas powierzchni wystarczy jeszcze na długo. Ale już dziś firma musi wynajmować dodatkowe pomieszczenia. Być może za rok uda się rozpocząć budowę nowych hal.

Wiara właściciela
Oczkiem w głowie właściciela jest trzynastoosobowy dział badawczo-rozwojowy, jedyny na razie w polskich zakładach poligraficznych. Przez parę lat, w okresie pracy nad wdrożeniem technologii IML, od jego pracowników zależał nie tylko rozwój, ale wręcz istnienie firmy. Technologia IML umożliwia drukowanie na plastikowym podłożu etykiet, które następnie łączone są w całość z plastikowym opakowaniem. To właśnie w opakowaniach z etykietami IML sprzedaje się lody i serki smakowe.

- Technologię, dzięki której mieliśmy wprowadzić nowy produkt, kupiłem już w 1997 r. Ale "odpaliła" dopiero pięć lat później, gdy sprzedaliśmy pierwszą etykietę. Kosztowało to nas tysiące godzin badań i kilkanaście milionów złotych na zakup maszyn i materiałów. Cud, że nie zbankrutowaliśmy - przyznaje Nazar - ale w końcu nadszedł taki moment, kiedy klient, trzymając naszą nową etykietę, powiedział: "To jest to. Nikt jeszcze na świecie czegoś takiego nie zrobił". W takich sprawach w prywatnej firmie często bardziej od rachunku ekonomicznego liczy się wiara właściciela.

Tym razem wiara się opłaciła. Rynek etykiet IML w Europie zwiększa się o 10 - 15 proc. rocznie, a udział w nim Cezara rośnie - zwłaszcza od zakupu przed dwoma laty najnowszej, jedynej takiej na świecie, maszyny drukarskiej Heidelberga Duo Press. W poligrafii Heidelberg ma markę podobną do Mercedesa w branży samochodowej, a jego maszyny kosztują krocie.

Po latach doświadczeń ambicje Cezarego Nazara nie zmalały. Tyle że formułuje je bardziej konkretnie i fachowo. Jego cele na najbliższe lata to zdobycie pierwszej pozycji w Europie w dziedzinie etykiet papierowych na alkohole mocne i drugiej - w etykietach IML. Poza tym chce "mocno zaznaczyć obecność" na rynku luksusowych opakowań (kartonów), zwłaszcza kosmetyków i alkoholi. W tym roku przy obrotach 62 mln zł 60 proc. stanowiły etykiety papierowe na alkohol, 25 proc. etykiety IML, a 15 proc. opakowania. W przyszłym roku obroty powinny wzrosnąć do ok. 80 mln zł, a przychody ze sprzedaży obu rodzajów etykiet mają być już niemal równe.

- Mogłoby się wydawać, że to wszystko osiągnąłem łatwo. W rzeczywistości każdy dzień przynosi jakieś porażki i problemy. Tyle że dotychczas udawało mi się je pokonywać -mówi Cezary Nazar.

Jego drugą po poligrafii pasją jest boks.

- Cztery lata temu, mając już trzydzieści siedem lat, stoczyłem pierwszą walkę na ringu zawodowym, w Niemczech. Potem było tych walk jeszcze parę, m. in w Budapeszcie. Walczyłem w wadze półciężkiej z autentycznymi zawodowcami. I wygrywałem. W biznesie jest trochę jak w boksie. Jeśli idzie się do przodu, trzeba czasem zainkasować parę ciosów. Najważniejsze, żeby nie dać się znokautować - uważa białostocki poligraf.

GRZEGORZ ŁYŚ

Licencja Creative Commons
O ile nie jest to stwierdzone inaczej wszystkie materiały na tej stronie są dostępne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach 3.0 Polska Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Fundacji Edukacji i Rozwoju Przedsiębiorczości.
X